Pomieszczenie, w którym siedziała, co prawda było
klaustrofobiczne, ale przynajmniej udało jej się schować. Zatkała sobie usta
dłonią, byle tylko nie zacząć szlochać. Łzy już płynęły po jej policzkach, na
to nie mogła niczego poradzić, ale musiała się powstrzymać od wydawania
jakichkolwiek dźwięków. Problem stanowiło jedynie zbyt głośne bicie serca i
spazmatyczne łapanie oddechu. Jej oczy były szeroko otwarte i przekrwione.
Dzięki krwawej ranie w nodze miała już wilgotną całą spódnicę.
Siedziała tak już długo, na pewno więcej niż pół godziny.
Udało się, udało. Uśmiechnęła się z ulgą i histerycznie zapłakała. Uciekła, już
jest bezpieczna.
— Panie, dziękuję ci, dziękuję, że wciąż
żyję... — wyszeptała i podniosła się, by wyjść z tej klitki.
Przekręciła powoli gałkę w drzwiach i otworzyła je.
Siekiera trafiła ją prosto w twarz.
Kelly krzyknęła jak, zresztą, większość dziewczyn w sali
kinowej. Wtuliła się w Austina, który zesztywniał, mimo to natychmiast ją
mocniej objął. Gdyby nie to, że był on w tym momencie jej tarczą przeciw
obrazom z ekranu, uderzyłaby go wkładając w cios całą swoją siłę. "Chodźmy
na 'Asylum'", mówił. "Będzie zajebiście!". Tak, zdecydowanie...
Każdy nowy powód do koszmarów jest przecież świetnym sposobem na spędzenie
czasu.
Półtorej godziny, dwanaście ofiar trafionych siekierą i
jednego poćwiartowanego psychopatę później wyszli z kina, a Kelly wciąż drżała
ze strachu. Austin śmiał się z jej reakcji, czym jedynie pogarszał swoją
sytuację. Dziewczyna przyspieszyła krok, naburmuszona.
— Kochanie, daj spokój — wymruczał jej do
ucha, kiedy w końcu ją złapał. — Nikomu jeszcze nie zaszkodziło
trochę dreszczyku.
— Trochę dreszczyku to możesz sobie wsadzić wiesz
gdzie — odburknęła. — Idę do domu.
— Kelly...
— Nie, Austin. — Wyrwała się z jego
uścisku. — Zaraz zrobi się ciemno, a po tym pieprzonym filmie nie mam
zamiaru wracać w ciemnościach. Nie musisz do mnie dzwonić.
Próbował ją jeszcze zatrzymać, ale kompletnie go
zignorowała. Austin chwilę tak stał i za nią patrzył, aż w końcu
machnął ręką i poszedł w swoją stronę. Znał ją na tyle by wiedzieć, że
następnego dnia w szkole przybiegnie do niego i będzie przepraszać za takie
oschłe potraktowanie.
Spojrzał na swój zegarek. Jeśli się pospieszy, zdąży na
autobus, który zaoszczędzi mu przynajmniej godzinę drogi.
Oczywiście nie zdążył. Drzwi pojazdu zamknęły się w tej
samej chwili, w której przeszedł przez ulicę. Zaklął pod nosem. Rozejrzał się
wokół, próbując zdecydować, co zrobić. Zjeść coś na mieście i poczekać na
kolejny autobus, czy wracać do domu? Robiło się coraz chłodniej, zaczął wiać
zimny, jesienny wiatr.
Wtedy zauważył coś leżącego pod ławką. Sam nie wiedział,
czemu to podniósł. Może to wpływ tamtego filmu i obowiązującego w nim
imperatywu? W każdym razie, tym czymś była lalka. Mała, nieco większa od dłoni,
drewniana lalka. Nie miała twarzy, poza dwoma czarnymi kropkami mającymi chyba
być oczami. Z jej rąk i nóg wystawały kawałki nici, które jednak nie były
przywiązane do wahadełka. Zabawka należała najpewniej do jakiegoś dziecka,
które ją popsuło, a potem zostawiło na przystanku autobusowym. Austin powinien
był ją wyrzucić, lecz nie mógł oderwać od niej wzroku.
Po pierwsze miał wrażenie, że lalka nań patrzy, gapi się,
wręcz bacznie obserwuje. Poczuł się nieswojo. Nawet bardzo. Po drugie nie było
mu już zimno. To znaczy, ciągle marzł, ale nie docierało to do niego. Miał
wrażenie, jakby jego zmysły zostały przytępione, jakby pogrążył się w
labiryncie własnych myśli.
Z tego, co działo się potem, miał tylko krótkie przebłyski.
Mija Cafe Muffin. Ciach! Bezdomny opróżnia swój pęcherz na ścianie biura
notariusza. Ciach! Dźwięk skrzypiec wypływa ze starej kamienicy. Ciach!
Mężczyzna idzie ze strusiem na smyczy. Cia... Tutaj na chwilę zatrzymał się,
zmarszczył brwi. To był struś? A może zwykły pies? Ciach! Stoi przed starą
fabryką zabawek.
Austin wdrapał się na ogrodzenie, ignorując znak "Uwaga! Budynek grozi zawaleniem!". Przeskoczył na jego drugą
stronę i ruszył przed siebie pewnym krokiem. Zdawał się znać drogę do celu,
czymkolwiek by on nie był, aczkolwiek nieobecny wyraz twarzy burzył ten
wizerunek.
Wielkie, blaszane drzwi były uchylone na tyle, by mógł
przez nie przejść nie przeciskając się. Hala, do której wszedł, wyglądała na
resztki magazynu. Na ziemi walały się kartony, niektóre puste, w innych
wciśnięte były różne zabawki. Austin powoli je mijał, jego kroki odbijały się
głośnym echem w pustym budynku. Nagle coś pisnęło mu pod nogami. Spojrzał na
to już przytomnym wzrokiem, by stwierdzić, że stoi na gumowej kaczce. Chłopak
rozejrzał się wokół, starając się zrozumieć, co się dzieje.
I wtedy wszystko oszalało.
Zapaliły się działające światła, z kilku żarówek poleciały
iskry. Maszyny z sąsiadujących hal włączyły się, zaczęły buczeć, terkotać,
skrzypieć, jazgotać. Jednak nie to były najgorsze.
Zabawki ożyły.
Samochodziki jeździły mu między nogami, piłki wysypywały
się z kartonów i leciały we wszystkie strony, bączki kręciły się bez ustanku, a
lalki zaczęły biegać chaotycznie po całej hali. Marionetka, którą trzymał w
ręku, wyrwała się z jego uścisku i pobiegła w stronę wielkiego kontenera na
śmieci.
Austin początkowo stał zamurowany, ale teraz zaczął
krzyczeć. Odwrócił się i pobiegł w kierunku wejścia, lecz drogę zagrodziły mu
stające dęba konie na biegunach. Jego wrzaskom wtórowały zacinające się
pozytywki. Coś pociągnęło go za nogawkę spodni. To lalki starały się nań wejść,
powalić na ziemię. Zaczął je z siebie zrzucać, lecz wciąż ich przybywało. W
końcu stracił równowagę i runął na ziemię, niszcząc armię plastikowych żołnierzyków.
Poczuł, jak zdziera mu się skóra na dłoniach, jak z nosa, na którego upadł,
zaczęła lecieć mu krew, jak kolano przejmuje okropny ból.
— Dość!
Zapadła cisza. Zabawki, jakby przestraszone, poczęły wracać
na swoje miejsca. Maszyny ucichły. Lalki zeszły z chłopaka i schowały się do
najbliższego kartonu. Austin podniósł powoli, niepewnie wzrok, by spojrzeć na
siedzącego w bujanym fotelu mężczyznę. Większą część jego sylwetki przesłaniał
obszerny płaszcz, zdający się mieć milion kieszeni. Na białe, długie, potargane
włosy jakimś cudem wsadził niezwykle długi cylinder. Miał krótką, nierówną
bródkę. Oczy zasłonięte były ciemnymi, okrągłymi okularami. Na jego ramieniu
siedziała ta mała, drewniana marionetka.
— Musisz im wybaczyć takie zachowanie. Dawno nie mieli
okazji się pobawić. — Miał niski, chrapliwy, jakby nawykły do szeptu
głos.
— Proszę, błagam... — Austinowi głos załamał
się. — Ja nie chciałem jej brać... Nie chciałem tu...
— Cisza! — ryknął. Po czym znów zaczął mówić
spokojnym tonem, jakby nic się nie stało. — Ludzie są tacy
niedoskonali... Tchórze, hipokryci, egoiści. I tacy przewidywalni... Można was,
śmiertelników, kontrolować jak lalki. Jedyna różnica jest taka, że lalki
wiedzą, że ktoś trzyma ich sznurki.
W wszechobecnej ciszy wstał i wolnym krokiem podszedł do
Austina. Dopiero teraz chłopak mógł stwierdzić, że mężczyzna jest raczej
średniego wzrostu. Jednak jego aura sprawiała, że przytłaczał wszystko wokół.
— Weźmy ciebie jako przykład. Wystarczyło ci podstawić
Bonę pod nos, a ty natychmiast tu przyszedłeś.
Odwrócił się od chłopaka, który przedwcześnie odetchnął z
ulgą.
— Nudy!
Austin był pewien, że to wściekłość w tym wrzasku doprowadziła do pęknięcia kolejnej żarówki.
Austin był pewien, że to wściekłość w tym wrzasku doprowadziła do pęknięcia kolejnej żarówki.
Ten facet jest
szalony — przemknęło mu przez myśl.
Spróbował się unieść. Nawet się nie zorientował, kiedy szaleniec zbliżył się, a on patrzył prosto w czarne,
okrągłe okulary. Były tak ciemne, że nie widział za nimi oczu. Cieszył się z
tego powodu.
— Chcesz uciekać? — wyszeptał
mężczyzna. — To biegnij.
Adrenalina pozwoliła mu przezwyciężyć ból i zmęczenie.
Poderwał się i pognał w kierunku drzwi. Nie oglądał się za siebie. Ciach!
Następna rzecz, jaką pamiętał, to widok wiszącego w jego
pokoju plakatu Manchester United. Udało mu się uciec, wrócił do domu. Przez
długie godziny leżał w łóżku, starając się zasnąć, a kiedy w końcu mu się
udało, przyśniła mu się drewniana lalka, Bona. Powiedziała:
— Pozdrowienia od Mistrza Marionetek.
Hej, fajny prolog. Ciekawie i zgrabnie napisane, z dreszczykiem... zaciekawiłam się. Myślę, że będę cię często odwiedzać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za komentarz. :) Już się martwiłam, że wyjdzie takie niewiadomoco, ale koniec końców nie jest najgorzej. Mam nadzieję, że rzeczywiście zostaniesz na dłużej. :D
UsuńTo ja. Ida vel Black Poison vel Bloody Rose
UsuńMogłabyś mnie powiadamiać o nowych postach? Na moim blogu:
http://okiem-mlodej-dziewczyny.blogspot.com/
Było by fajnie :)
Hmmm jakby tu zacząć.. Uważam, że fabuła zapowiada się na wielowarstwową, detaliczną, opowiadanie jest wciągające, wzruszające dialogi.. Ciach! Nie no całkiem spoko :)
OdpowiedzUsuńTak patrzę i szukam tych wzruszających dialogów... Aż mi się samotna, kryształowa łza zakręciła w kąciku oka ;) Jednak nie mogę ich nigdzie dojrzeć.
UsuńPozdrowienia od Mistrza Marionetek :)
Twoje zamówienie zostało wykonane na malach-tow.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ten prolog jest bardzo ciekawy i... jakby trochę przerażający? A zwłaszcza spodobał mi się początek. Dziewczyna się cieszy, że żyje, sobie myślę, pewnie jakiś happy end, a tutaj nie... Jeb siekierą w twarz, osobiście zaczęłam się śmiać, ale to raczej pozytywnie :D Twoje opowiadanie będzie horrorem? Hm, miałam ochotę go poczytać, ale jeśli to jest ten rodzaj, to niestety, ale... mój strach do horrorów przezwyciężył ciekawość. Ogólnie spodobał mi się Twój styl i cholera, on mnie bardzo zaciekawił. Życzę powodzenia w prowadzeniu bloga, a ja może... może się skuszę go poczytać daje. :)
OdpowiedzUsuńPoczątek miał na celu pokazanie takiego sztampowego rozwiązania w horrorach, kiedy każdy umiera coraz to bardziej wymyślną, krwawą i obrzydliwą śmiercią, byleby tylko poleciały hektolitry krwi, a morderca najwyraźniej nie ma życia towarzyskiego, więc potrafi czekać pod drzwiami na ofiarę przez pół godziny. ;)
UsuńNie mam pojęcia, czy wyjdzie mi z tego horror. Niektóre fragmenty z pewnością będę starała się przesycić strachem i napięciem, ale z drugiej strony mam wysoką odporność na ten typ książek/filmów, więc momentami sama mogę nie zauważyć, kiedy mi coś takiego wyjdzie. :)
Dziękuję za komentarz i miłe słowa, no i mam nadzieję, że się skusisz. ;)
Pozdrowienia od Mistrza Marionetek
Ciekawy prolog. Nie ukrywam, że chyba jedyne opowiadania o marionetkach, na jakie udało mi się trafić. I że one ożyły? Kurcze, bardzo ciekawe. Mało co potrafi mnie w tym stopniu zaintrygować, a Tobie się to udało. Podoba mi się!
OdpowiedzUsuńTe marionetki, jak dla mnie bomba ;d
I w ogóle jaki masz świetny szablon. Jak widzę te czaszki krowie po boku, to się cały czas szczerzę do tych ich zębów jak głupia. ;d Chyba jestem trochę nienormalna...
"Siekiera trafiła ją prosto w twarz."
OdpowiedzUsuńTo było naprawdę mocne, nie spodziewałem się tego. Rzeź zawarta w jednym krótkim zdaniu.
Zastanawiam się czy ten fragment z "ciachami" był jakimś specjalnym zabiegiem mającym dać klimat utworowi, czy nie chciało ci się opisywać dokładniej wędrówki Austina ;)
Przeczytam resztę rozdziałów, mam nadzieję, że dowiem się trochę więcej o Bonie:)
Mogłabym opisać całą tę jego wędrówkę, ale wtedy straciłaby ona na dynamizmie i nie odpowiadałaby odczuciom Austina. Chłopak kompletnie nie wiedział, co się z nim dzieje, więc docierały do niego jedynie pewne przebłyski. Tak że tym razem moje wrodzone lenistwo nie ma nic do rzeczy. ;)
UsuńPozdrawiam :)
Strzyga
Zaintrygowałaś mnie! Prolog jak najbardziej spełnił swoje zadanie. Z przyjemnością przeczytam kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńMnie osobiście bardzo spodobał się pomysł z ucinaniem "wędrówki". Doskonale oddało to pozbawienie świadomości Austina.
Początek przeczytałam i odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, ze to był film w kinie.
Pozdrawiam i zapraszam też do mnie na:
http://agency-of-white-magicians.blogspot.com
Obserwuje i dodam do linków jeśli się zgodzisz :D
Boshe... I takie coś kocham! :3
OdpowiedzUsuńGenialnie opisane, tak na luzie i swobodnie. Na początku myślałam, że komuś na serio ta siekierka się w łeb wbiła, a tu proszę... Film :P
Kocham cię po prostu.
Jeszcze dziś postaram się przeczytać pozostałe rozdziały i je skomentować.
Pozdrawiam Cię ciepło i gratuluję naprawdę genialnego pomysłu.
Blackey
Rany, czasami nie rozumiem czarnych charakterów w horrorach. Chłopak znalazł coś ciekawego to chciał obejrzeć, gdzie tu powód do narzekań na tchórzostwo, hipokryzję i egoizm? Chociaż Austina też nie rozumiem. Jak spotykasz starszego faceta w opuszczonej fabryce pełnej ożywionych zabawek do których zaprowadziła cię (przejmując kontrolę nad twoim umysłem) kolejna ożywiona zabawka, to powinieneś uprzejmie zapytać dlaczego cię tu sprowadził, a nie zakładać że to psychopatyczny morderca. Może był tylko samotny. Może zabije cię szybko i bezboleśnie. Uprzejmość się opłaca.
OdpowiedzUsuńW każdym razie to bardzo dobrze napisany i wciągający prolog, idę czytać dalej ^^
Pozdrawiam
Arebell (Tales of Many Lives)
Padłam xD
UsuńMistrz Marionetek jest, najprościej mówiąc, zdrowo walnięty, więc nie radzę doszukiwać się w jego zachowaniu jakichkolwiek przejawów zdrowego rozsądku czy sensu. Ten typ już tak po prostu ma :)
Również pozdrawiam :)
Wow, świetny prolog. Mistrz Marionetek kojarzy mi się trochę z Jokerem z Batmana, jeśli chodzi o stopień zwariowania ;D Masz bardzo fajny i lekki styl, tekst czyta się z przyjemnością, a w głowie widać każdą scenę. Bardzo bardzo zachęca do poznania reszty :)
OdpowiedzUsuńw 100% się zgadzam, nie wiem co jeszcze mogłabym dodać.
UsuńBardzo ciekawie napisane i choć notka zawiera kilka zgrzytów przez, które waha się płynność czytania, to i tak jestem pod miłym wrażeniem. Delikatny dreszczyk, który wprowadzasz tak subtelny sposób, to nie lada wyczyn. Przyciągnęłaś moją uwagę już po kilku linijkach co poskutkowało przeczytaniem całości notki. Oczywiście na tym nie skończę. Mistrz Marionetek to niezwykła postać i nie mogę pozwolić, aby nie przeczytać o tym "człowieku" czegoś więcej :) Tak więc biegnę na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
P.S Dodaję cię do odwiedzanych :) i obserwowanych :p
Ciach!
OdpowiedzUsuńProlog bardzo przypadł mi do gustu. Naprawdę myślałam, że już na samym wstępie rąbniesz bohaterkę siekierą w twarz! Hmmm... Chociaż właściwie, to przecież to zrobiłaś. :)
U mnie sytuacja wygląda w ten sposób, że nawet jeśli wiem, że w horrorze zastosowane są same schematy, już powinnam się ich nie bać i wymagać więcej, to i tak jest ten dreszczyk.
Choć jak widzę dziewczynę uciekającą na piętro przed potworem/ mordercą/ psychopatą, wygłaszam komentarz w stylu: "O rany? Naprawdę?", więc jest progres. :D