14 października 2012

Prolog


Pomieszczenie, w którym siedziała, co prawda było klaustrofobiczne, ale przynajmniej udało jej się schować. Zatkała sobie usta dłonią, byle tylko nie zacząć szlochać. Łzy już płynęły po jej policzkach, na to nie mogła niczego poradzić, ale musiała się powstrzymać od wydawania jakichkolwiek dźwięków. Problem stanowiło jedynie zbyt głośne bicie serca i spazmatyczne łapanie oddechu. Jej oczy były szeroko otwarte i przekrwione. Dzięki krwawej ranie w nodze miała już wilgotną całą spódnicę.
Siedziała tak już długo, na pewno więcej niż pół godziny. Udało się, udało. Uśmiechnęła się z ulgą i histerycznie zapłakała. Uciekła, już jest bezpieczna.
— Panie, dziękuję ci, dziękuję, że wciąż żyję... — wyszeptała i podniosła się, by wyjść z tej klitki. Przekręciła powoli gałkę w drzwiach i otworzyła je.
Siekiera trafiła ją prosto w twarz.
Kelly krzyknęła jak, zresztą, większość dziewczyn w sali kinowej. Wtuliła się w Austina, który zesztywniał,  mimo to natychmiast ją mocniej objął. Gdyby nie to, że był on w tym momencie jej tarczą przeciw obrazom z ekranu, uderzyłaby go wkładając w cios całą swoją siłę. "Chodźmy na 'Asylum'", mówił. "Będzie zajebiście!". Tak, zdecydowanie... Każdy nowy powód do koszmarów jest przecież świetnym sposobem na spędzenie czasu.
Półtorej godziny, dwanaście ofiar trafionych siekierą i jednego poćwiartowanego psychopatę później wyszli z kina, a Kelly wciąż drżała ze strachu. Austin śmiał się z jej reakcji, czym jedynie pogarszał swoją sytuację. Dziewczyna przyspieszyła krok, naburmuszona.
— Kochanie, daj spokój — wymruczał jej do ucha, kiedy w końcu ją złapał. — Nikomu jeszcze nie zaszkodziło trochę dreszczyku.
— Trochę dreszczyku to możesz sobie wsadzić wiesz gdzie — odburknęła. — Idę do domu.
— Kelly...
— Nie, Austin. — Wyrwała się z jego uścisku. — Zaraz zrobi się ciemno, a po tym pieprzonym filmie nie mam zamiaru wracać w ciemnościach. Nie musisz do mnie dzwonić.
Próbował ją jeszcze zatrzymać, ale kompletnie go zignorowała. Austin chwilę tak stał i za nią patrzył, aż w końcu machnął ręką i poszedł w swoją stronę. Znał ją na tyle by wiedzieć, że następnego dnia w szkole przybiegnie do niego i będzie przepraszać za takie oschłe potraktowanie.
Spojrzał na swój zegarek. Jeśli się pospieszy, zdąży na autobus, który zaoszczędzi mu przynajmniej godzinę drogi.
Oczywiście nie zdążył. Drzwi pojazdu zamknęły się w tej samej chwili, w której przeszedł przez ulicę. Zaklął pod nosem. Rozejrzał się wokół, próbując zdecydować, co zrobić. Zjeść coś na mieście i poczekać na kolejny autobus, czy wracać do domu? Robiło się coraz chłodniej, zaczął wiać zimny, jesienny wiatr.
Wtedy zauważył coś leżącego pod ławką. Sam nie wiedział, czemu to podniósł. Może to wpływ tamtego filmu i obowiązującego w nim imperatywu? W każdym razie, tym czymś była lalka. Mała, nieco większa od dłoni, drewniana lalka. Nie miała twarzy, poza dwoma czarnymi kropkami mającymi chyba być oczami. Z jej rąk i nóg wystawały kawałki nici, które jednak nie były przywiązane do wahadełka. Zabawka należała najpewniej do jakiegoś dziecka, które ją popsuło, a potem zostawiło na przystanku autobusowym. Austin powinien był ją wyrzucić, lecz nie mógł oderwać od niej wzroku.
Po pierwsze miał wrażenie, że lalka nań patrzy, gapi się, wręcz bacznie obserwuje. Poczuł się nieswojo. Nawet bardzo. Po drugie nie było mu już zimno. To znaczy, ciągle marzł, ale nie docierało to do niego. Miał wrażenie, jakby jego zmysły zostały przytępione, jakby pogrążył się w labiryncie własnych myśli.
Z tego, co działo się potem, miał tylko krótkie przebłyski. Mija Cafe Muffin. Ciach! Bezdomny opróżnia swój pęcherz na ścianie biura notariusza. Ciach! Dźwięk skrzypiec wypływa ze starej kamienicy. Ciach! Mężczyzna idzie ze strusiem na smyczy. Cia... Tutaj na chwilę zatrzymał się, zmarszczył brwi. To był struś? A może zwykły pies? Ciach! Stoi przed starą fabryką zabawek.
Austin wdrapał się na ogrodzenie, ignorując znak "Uwaga! Budynek grozi zawaleniem!". Przeskoczył na jego drugą stronę i ruszył przed siebie pewnym krokiem. Zdawał się znać drogę do celu, czymkolwiek by on nie był, aczkolwiek nieobecny wyraz twarzy burzył ten wizerunek.
Wielkie, blaszane drzwi były uchylone na tyle, by mógł przez nie przejść nie przeciskając się. Hala, do której wszedł, wyglądała na resztki magazynu. Na ziemi walały się kartony, niektóre puste, w innych wciśnięte były różne zabawki. Austin powoli je mijał, jego kroki odbijały się głośnym echem w pustym budynku. Nagle coś pisnęło mu pod nogami. Spojrzał na to już przytomnym wzrokiem, by stwierdzić, że stoi na gumowej kaczce. Chłopak rozejrzał się wokół, starając się zrozumieć, co się dzieje.
I wtedy wszystko oszalało.
Zapaliły się działające światła, z kilku żarówek poleciały iskry. Maszyny z sąsiadujących hal włączyły się, zaczęły buczeć, terkotać, skrzypieć, jazgotać. Jednak nie to były najgorsze.
Zabawki ożyły.
Samochodziki jeździły mu między nogami, piłki wysypywały się z kartonów i leciały we wszystkie strony, bączki kręciły się bez ustanku, a lalki zaczęły biegać chaotycznie po całej hali. Marionetka, którą trzymał w ręku, wyrwała się z jego uścisku i pobiegła w stronę wielkiego kontenera na śmieci.
Austin początkowo stał zamurowany, ale teraz zaczął krzyczeć. Odwrócił się i pobiegł w kierunku wejścia, lecz drogę zagrodziły mu stające dęba konie na biegunach. Jego wrzaskom wtórowały zacinające się pozytywki. Coś pociągnęło go za nogawkę spodni. To lalki starały się nań wejść, powalić na ziemię. Zaczął je z siebie zrzucać, lecz wciąż ich przybywało. W końcu stracił równowagę i runął na ziemię, niszcząc armię plastikowych żołnierzyków. Poczuł, jak zdziera mu się skóra na dłoniach, jak z nosa, na którego upadł, zaczęła lecieć mu krew, jak kolano przejmuje okropny ból.
— Dość!
Zapadła cisza. Zabawki, jakby przestraszone, poczęły wracać na swoje miejsca. Maszyny ucichły. Lalki zeszły z chłopaka i schowały się do najbliższego kartonu. Austin podniósł powoli, niepewnie wzrok, by spojrzeć na siedzącego w bujanym fotelu mężczyznę. Większą część jego sylwetki przesłaniał obszerny płaszcz, zdający się mieć milion kieszeni. Na białe, długie, potargane włosy jakimś cudem wsadził niezwykle długi cylinder. Miał krótką, nierówną bródkę. Oczy zasłonięte były ciemnymi, okrągłymi okularami. Na jego ramieniu siedziała ta mała, drewniana marionetka.
— Musisz im wybaczyć takie zachowanie. Dawno nie mieli okazji się pobawić. — Miał niski, chrapliwy, jakby nawykły do szeptu głos.
— Proszę, błagam... — Austinowi głos załamał się. — Ja nie chciałem jej brać... Nie chciałem tu...
— Cisza! — ryknął. Po czym znów zaczął mówić spokojnym tonem, jakby nic się nie stało. — Ludzie są tacy niedoskonali... Tchórze, hipokryci, egoiści. I tacy przewidywalni... Można was, śmiertelników, kontrolować jak lalki. Jedyna różnica jest taka, że lalki wiedzą, że ktoś trzyma ich sznurki.
W wszechobecnej ciszy wstał i wolnym krokiem podszedł do Austina. Dopiero teraz chłopak mógł stwierdzić, że mężczyzna jest raczej średniego wzrostu. Jednak jego aura sprawiała, że przytłaczał wszystko wokół.
— Weźmy ciebie jako przykład. Wystarczyło ci podstawić Bonę pod nos, a ty natychmiast tu przyszedłeś.
Odwrócił się od chłopaka, który przedwcześnie odetchnął z ulgą.
— Nudy!
Austin był pewien, że to wściekłość w tym wrzasku doprowadziła do pęknięcia kolejnej żarówki.
Ten facet jest szalony — przemknęło mu przez myśl. Spróbował się unieść. Nawet się nie zorientował, kiedy szaleniec zbliżył się, a on patrzył prosto w czarne, okrągłe okulary. Były tak ciemne, że nie widział za nimi oczu. Cieszył się z tego powodu.
— Chcesz uciekać? — wyszeptał mężczyzna. — To biegnij.
Adrenalina pozwoliła mu przezwyciężyć ból i zmęczenie. Poderwał się i pognał w kierunku drzwi. Nie oglądał się za siebie. Ciach!
Następna rzecz, jaką pamiętał, to widok wiszącego w jego pokoju plakatu Manchester United. Udało mu się uciec, wrócił do domu. Przez długie godziny leżał w łóżku, starając się zasnąć, a kiedy w końcu mu się udało, przyśniła mu się drewniana lalka, Bona. Powiedziała:
— Pozdrowienia od Mistrza Marionetek.

19 komentarzy:

  1. Black Poison10/21/2012 8:31 PM

    Hej, fajny prolog. Ciekawie i zgrabnie napisane, z dreszczykiem... zaciekawiłam się. Myślę, że będę cię często odwiedzać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz. :) Już się martwiłam, że wyjdzie takie niewiadomoco, ale koniec końców nie jest najgorzej. Mam nadzieję, że rzeczywiście zostaniesz na dłużej. :D

      Usuń
    2. To ja. Ida vel Black Poison vel Bloody Rose
      Mogłabyś mnie powiadamiać o nowych postach? Na moim blogu:
      http://okiem-mlodej-dziewczyny.blogspot.com/

      Było by fajnie :)

      Usuń
  2. Hmmm jakby tu zacząć.. Uważam, że fabuła zapowiada się na wielowarstwową, detaliczną, opowiadanie jest wciągające, wzruszające dialogi.. Ciach! Nie no całkiem spoko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak patrzę i szukam tych wzruszających dialogów... Aż mi się samotna, kryształowa łza zakręciła w kąciku oka ;) Jednak nie mogę ich nigdzie dojrzeć.
      Pozdrowienia od Mistrza Marionetek :)

      Usuń
  3. Twoje zamówienie zostało wykonane na malach-tow.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że ten prolog jest bardzo ciekawy i... jakby trochę przerażający? A zwłaszcza spodobał mi się początek. Dziewczyna się cieszy, że żyje, sobie myślę, pewnie jakiś happy end, a tutaj nie... Jeb siekierą w twarz, osobiście zaczęłam się śmiać, ale to raczej pozytywnie :D Twoje opowiadanie będzie horrorem? Hm, miałam ochotę go poczytać, ale jeśli to jest ten rodzaj, to niestety, ale... mój strach do horrorów przezwyciężył ciekawość. Ogólnie spodobał mi się Twój styl i cholera, on mnie bardzo zaciekawił. Życzę powodzenia w prowadzeniu bloga, a ja może... może się skuszę go poczytać daje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początek miał na celu pokazanie takiego sztampowego rozwiązania w horrorach, kiedy każdy umiera coraz to bardziej wymyślną, krwawą i obrzydliwą śmiercią, byleby tylko poleciały hektolitry krwi, a morderca najwyraźniej nie ma życia towarzyskiego, więc potrafi czekać pod drzwiami na ofiarę przez pół godziny. ;)
      Nie mam pojęcia, czy wyjdzie mi z tego horror. Niektóre fragmenty z pewnością będę starała się przesycić strachem i napięciem, ale z drugiej strony mam wysoką odporność na ten typ książek/filmów, więc momentami sama mogę nie zauważyć, kiedy mi coś takiego wyjdzie. :)
      Dziękuję za komentarz i miłe słowa, no i mam nadzieję, że się skusisz. ;)
      Pozdrowienia od Mistrza Marionetek

      Usuń
  5. Ciekawy prolog. Nie ukrywam, że chyba jedyne opowiadania o marionetkach, na jakie udało mi się trafić. I że one ożyły? Kurcze, bardzo ciekawe. Mało co potrafi mnie w tym stopniu zaintrygować, a Tobie się to udało. Podoba mi się!
    Te marionetki, jak dla mnie bomba ;d
    I w ogóle jaki masz świetny szablon. Jak widzę te czaszki krowie po boku, to się cały czas szczerzę do tych ich zębów jak głupia. ;d Chyba jestem trochę nienormalna...

    OdpowiedzUsuń
  6. "Siekiera trafiła ją prosto w twarz."
    To było naprawdę mocne, nie spodziewałem się tego. Rzeź zawarta w jednym krótkim zdaniu.
    Zastanawiam się czy ten fragment z "ciachami" był jakimś specjalnym zabiegiem mającym dać klimat utworowi, czy nie chciało ci się opisywać dokładniej wędrówki Austina ;)
    Przeczytam resztę rozdziałów, mam nadzieję, że dowiem się trochę więcej o Bonie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłabym opisać całą tę jego wędrówkę, ale wtedy straciłaby ona na dynamizmie i nie odpowiadałaby odczuciom Austina. Chłopak kompletnie nie wiedział, co się z nim dzieje, więc docierały do niego jedynie pewne przebłyski. Tak że tym razem moje wrodzone lenistwo nie ma nic do rzeczy. ;)

      Pozdrawiam :)
      Strzyga

      Usuń
  7. Zaintrygowałaś mnie! Prolog jak najbardziej spełnił swoje zadanie. Z przyjemnością przeczytam kolejne rozdziały.
    Mnie osobiście bardzo spodobał się pomysł z ucinaniem "wędrówki". Doskonale oddało to pozbawienie świadomości Austina.
    Początek przeczytałam i odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, ze to był film w kinie.
    Pozdrawiam i zapraszam też do mnie na:
    http://agency-of-white-magicians.blogspot.com

    Obserwuje i dodam do linków jeśli się zgodzisz :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Boshe... I takie coś kocham! :3
    Genialnie opisane, tak na luzie i swobodnie. Na początku myślałam, że komuś na serio ta siekierka się w łeb wbiła, a tu proszę... Film :P
    Kocham cię po prostu.
    Jeszcze dziś postaram się przeczytać pozostałe rozdziały i je skomentować.

    Pozdrawiam Cię ciepło i gratuluję naprawdę genialnego pomysłu.
    Blackey

    OdpowiedzUsuń
  9. Rany, czasami nie rozumiem czarnych charakterów w horrorach. Chłopak znalazł coś ciekawego to chciał obejrzeć, gdzie tu powód do narzekań na tchórzostwo, hipokryzję i egoizm? Chociaż Austina też nie rozumiem. Jak spotykasz starszego faceta w opuszczonej fabryce pełnej ożywionych zabawek do których zaprowadziła cię (przejmując kontrolę nad twoim umysłem) kolejna ożywiona zabawka, to powinieneś uprzejmie zapytać dlaczego cię tu sprowadził, a nie zakładać że to psychopatyczny morderca. Może był tylko samotny. Może zabije cię szybko i bezboleśnie. Uprzejmość się opłaca.
    W każdym razie to bardzo dobrze napisany i wciągający prolog, idę czytać dalej ^^

    Pozdrawiam
    Arebell (Tales of Many Lives)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Padłam xD
      Mistrz Marionetek jest, najprościej mówiąc, zdrowo walnięty, więc nie radzę doszukiwać się w jego zachowaniu jakichkolwiek przejawów zdrowego rozsądku czy sensu. Ten typ już tak po prostu ma :)
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Wow, świetny prolog. Mistrz Marionetek kojarzy mi się trochę z Jokerem z Batmana, jeśli chodzi o stopień zwariowania ;D Masz bardzo fajny i lekki styl, tekst czyta się z przyjemnością, a w głowie widać każdą scenę. Bardzo bardzo zachęca do poznania reszty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w 100% się zgadzam, nie wiem co jeszcze mogłabym dodać.

      Usuń
  11. Bardzo ciekawie napisane i choć notka zawiera kilka zgrzytów przez, które waha się płynność czytania, to i tak jestem pod miłym wrażeniem. Delikatny dreszczyk, który wprowadzasz tak subtelny sposób, to nie lada wyczyn. Przyciągnęłaś moją uwagę już po kilku linijkach co poskutkowało przeczytaniem całości notki. Oczywiście na tym nie skończę. Mistrz Marionetek to niezwykła postać i nie mogę pozwolić, aby nie przeczytać o tym "człowieku" czegoś więcej :) Tak więc biegnę na kolejny rozdział :)
    Serdecznie pozdrawiam.
    P.S Dodaję cię do odwiedzanych :) i obserwowanych :p

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciach!
    Prolog bardzo przypadł mi do gustu. Naprawdę myślałam, że już na samym wstępie rąbniesz bohaterkę siekierą w twarz! Hmmm... Chociaż właściwie, to przecież to zrobiłaś. :)

    U mnie sytuacja wygląda w ten sposób, że nawet jeśli wiem, że w horrorze zastosowane są same schematy, już powinnam się ich nie bać i wymagać więcej, to i tak jest ten dreszczyk.
    Choć jak widzę dziewczynę uciekającą na piętro przed potworem/ mordercą/ psychopatą, wygłaszam komentarz w stylu: "O rany? Naprawdę?", więc jest progres. :D

    OdpowiedzUsuń